Saturday, January 3, 2009

2008 / 2009

Hope you all had a lovely Christmas and great New Years Eve. Is it just me or did the 2008 fly by with a light speed?

Mam nadzieję, że Święta minęły Wam spokojnie i w miłej atmosferze a Nowy Rok przywitaliście szampańską zabawą. Czy tylko ja mam wrażenie, że 2008 rok przeleciał nam przed nosem z prędkością światła?

I came back from Milan yesterday and tried to catch up with all the blogs this morning.
My Christmas break had its highs and lows. The Gran Canaria where we went for a week was definitely a high. A week in the sun, with temperatures in the mid twenties every day :o) I'm not a fun of spending the holidays frying myself at the beach so the Gran Canarian week was full of activities. We saw everything there was to see in the Playa del Ingles and the neighbourhood, the town, the beach, the dunes, the Irish center (which we avoided like a plague) . We rented a car and went on a wild trip to the center of the island, all the way to the top of the (inactive) volcano. We saw the caves transformed into homes. Then we went for a safari - tried to ride on the camels, rode to Ayacata and San Bertolome. We visited Japanese and Chinese restaurants and also tried some local cuisine. Drunk a LOT of wine (which if ridiculously cheap there), ate a LOT of fruits (which taste nothing like the horrible stuff you get in our supermarkets). I loved it there and will definitely keep my eyes open for another budget travel offer (we only paid 230 euro pp for the whole trip!!!).

Wróciliśmy z Mediolanu wczoraj i dziś rano starałam się nadrobić zaległości w czytaniu waszych blogów.

Moja przerwa świąteczna miała swoje wzloty i upadki. Wycieczka na Kanary zdecydowanie zaliczła się do wzlotów. Tydzień w słońcu, z temperaturami powyżej 20 stopni każdego dnia :o)
Nie zliczam sie do osób lubiących spędzać urlop leżąc plackiem na plaży ,dlatego te kilka dni na Gran Canaria wypełnione były po brzegi wycieczkami. Zobaczyliśmy chyba wszystko co Playa del Ingles i okolice miały do zaoferowania. Miasteczko, plażę, wydmy, irlandzkie centrum (którego unikaliśmy jak zarazy). Wypożyczyliśmy autko i pojechaliśmy do centrum wyspy, na sam szczyt (nieaktywnego już) wulkanu. Widzieliśmy jaskinie przerobione na domy. Pojechaliśmy na safari. Przejażdżka na wielbłądzie była jedną z atrakcji. Widzieliśmy wioskę Ayacata i zjedliśmy obiad w San Bertolome. Stołowaliśmy sie w japońskiej i chińskiej restauracji. Spróbowaliśmy lokalnej kuchni. Piliśmy DUŻO wina (które jest śmiesznie tanie) i jedliśmy DUŻO świeżych owoców (które smakują zupełnie inaczej niż te kupione w supermarkecie). Było fantastycznie. Aż szkoda było wracać. Muszę mieć oko na kolejne oferty budget travel ( zapłaciliśmy tylko po 230 euro od osoby za całą wycieczkę!!!) .

After 2 days in Galway we took off again. To Italy this time. Probably the most expensive city in Italy. Milan. I had high expectations. Fashion. Architecture. Cuisine. Party!!! The was fashion, al right. But the rest left me as cold as the temperature outside the window. Duomo is the only place I will remember from that visit. And the prices. Damn, you need to be a millionaire to live there. The NYE was ... well... a disappointment to be honest. We ended up in a small café/ bar where a pint (or anything else to be exact) costed a 10 Euro that night. 10 euro! Seriously!!! It was snowing that day, the sky turned grey and stayed grey so even the fireworks at the castle, looked faded. The only thing that rescues my opinion of the city was the most fabulous yarn shop I had ever seen. It's called Centro della Lana and is located at Via Montevideo 25. Just have a look at this:
Dwa dni w Galway i znowu pakowaliśmy walizki. Tym razem celem były Włochy. Prawdopodobnie najdroższe miasto w całych Włoszech - Mediolan. Spodziewałam się wielu rzeczy po tym mieście - moda, architektura / zabytki, kuchnia, imprezy!!! Moda była, a owszem. Wszędzie. Najnowsze trendy, wielkie nazwiska, jeszcze większe ceny. Żeby tam robić zakupy, trzeba chyba być milionerem. Niestety, cała reszta była wielkim rozczarowaniem. Duomo to chyba jedyny budynek jaki zapamiętam. Rozczarowaniem był też Sylwester. Wylądowaliśmy w małej kafejce/ barze, gdzie piwo (i wszystko inne) kosztowało tej nocy 10 euro. 10 euro! Powaga!!! W Sylwestra spadł śnieg i niebo zrobiło się szare. Nawet fajerwerki o północy blado wypadły. Jedyną miłą niespodzianką była wizyta w sklepie Centro della Lana przy Via Montevideo 25. Sami popatrzcie:

Isn't this a knitters heaven???
Czyż to nie jest raj dla robótkowiczek??
Just imagine 4 walls filled with yarn all the way to the ceiling, with special offers filling the middle of the shop. Wow. I don't know how about you but I was speechless.
before you ask, yes, I did come home with few balls of yarn. Of course!
Wyobraźcie sobie tylko, 4 sciany wypełnione włóczkami po sam sufit. Przeceny i oferty specjalne zajmowały caly środek sklepu. Łał! Nie wiem jak wy, ale ja zaniemówiłam z wrażenia.
I zanim spytacie... tak, wróciłam do domu z kilkoma motkami. Oczywiście !




The reality is slowly sinking in. It's going to be a difficult but hopefully exciting year.
My wish for this year is to stay focused and self motivated. I'll need it.
What's yours?

Powoli dociera do mnie szara rzeczywistość. Ten rok będzie trudny ale miejmy nadzieję, że również ekscytujący.
Moje życzenie noworoczne: utrzymać koncentrację i samo-motywację. Będą potrzebne.
Jakie są wasze życzenia na nowy rok?

2 comments:

  1. No, gdybyś wróciła bez włóczki, to byłoby to duże niedopatrzenie! *^v^*
    Wysokim cenom mówimy stanowcze nie! Obrażamy się na Mediolan! ^^

    ReplyDelete
  2. Ale po cichu powzdycham sobie nad tą przedostatnią, przecież nie będą słyszeć...

    ReplyDelete