Hope everyone had a great Christmas and New Year's celebration. I sure did! It's becoming a tradition in 2knitornot2knit headquarters that we pack up our suitcases and take a air plane to some warm countries. This year we flew to Arrecife in Lanzarote and spend a wonderful week in Puerto del Carmen. Escaping the frozen Ireland, we spent a week in temperature in the mid to high twenties Centigrade. Awww..... lovely... We're not the usual tourist type, that spends all day, every day, at the pool frying in the sun. We like to see all the island has to offer, which means that basically we leave the hotel room soon after breakfast (which we had everyday in the terrace) and not to come back until after dinner, when we usually drink a bottle of wine and collapse on the beds (from exhaustion, of course /wink/). This year however there was no knitting during holidays. Not a single stitch. But worry not, all is back to normal and the needles are on the move again. I am also getting ready to put the spinning wheel in motion as soon as I finish the urgent long overdue project.
Mam nadzieję, że wszystkim udały się nie tylko święta ale i Sylwester. Ja na pewno okres świąteczno-noworocznyzaliczam do udanych ;o)
To już taka mała tradycja, w kwaterze głównej 2knitornot2knit, że w czasie świąt pakujemy walizki i wyjeżdżamy w podróż do ciepłych (choć niekoniecznie) krajów. Podobnie jak rok temu, w tym roku zaniosło na na Kanary. Tydzień w Puerto del Carmen na wyspie Lanzarote był wspaniały!
Uciekaliśmy z Irlandii zaatakowanej przez zimę 50-cio lecia, na wyspę, gdzie temeratura waha się w granicach 25 stopni. Ahh... cudnie. I żeby było jasne, nie jesteśmy typowymi turystami z wysp, którzy spędzają cały urlop prażąc się na leżakach przy hotelowym basenie. Bynajmniej, zdecydowanie wolimy pozwiedzać wszystko co dana okolica ma do zaoferowania. I tak wyruszamy z hotelu tuż po śniadaniu (które każdego dnia jedliśmy na słonecznym tarasie), a wracamy dopiero po kolacji. Zazwyczaj wtedy obalamy butelkę wina i padamy na wyra (z wycieńczenia, ma sie rozumieć /heh/). W tym roku była jednak jedna nowość. Nie przerobiłam ani jednego oczka. Ani jednego. Nic. Zero. Ale nie martwcie się, wszystko wróciło już do normy i druty są ponownie w ruchu. Na dodatek, jak tylko uporam się z zaległymi projektami, mam zamiar puścic kołowrotek w ruch.
Hm, nie ma to jak przysiąść półgębkiem na kaktusie... *^v^*
ReplyDeleteZawsze mnie zastanawia, jak się zimą jedzie do ciepłych krajów, wsiada człowiek do samolotu w kurtce puchowej, śniegowcach i szaliku, a po drodze zdejmuje poszczególne ocieplacze aż do koszulki na ramiączkach, szortów i klapek? ~^^~
Piekne fotografie!
ReplyDeleteI really enjoyed reading about your Christmas holiday over here in Lanzarote but even more so looking at your photographs! You've definitely caught the spirit of the island in them and I love that you were out exploring and not just staying in the resort.
ReplyDeleteBrahdelt, kurtki puchowe zostawilam juz w samochodzie a do samolotu weszłam dość szybkim krokiem owinięta w Eliinę, która świetnie się sprawiła wieczorami a także jako wdzianko plażowe ;o) Powrót był gorszy. Człowiek się przyzwyczaił do ciepła a tu po wyjściu z budynku na lotnisku trzeba było jeszcze auto odmrażać i czekać aż się nagrzeje ;o/
ReplyDeleteJules, thanks for visiting my blog! Lanzarote is beautiful and full of contrasts. Maybe one day I will return there, although next year we want to go to Fuertaventura or Tennerife.
ReplyDeleteTego ten, wygodnie Ci na tym kaktusie? :-D Zdjecia piekne, oj, jak ja Ci zazdraszczam wygrzania sie :-) B
ReplyDeletekaktus miał igły jak ze stali, o siadaniu na nim nie było mowy, ale zdjęcie się udało ;o)
ReplyDeleteJakbym w Irlandii miała prawdziwe lato i zimę (a w sumie to w ogóle jakieś pory roku) to nie potrzebowałabym wycieczek w ciepłe kraje w środku zimy. Ale, że my tu mamy listopadową jesień cały rok...