Tuesday, September 7, 2010

Fringe

I knew that the question regarding my whereabouts was way too simple although no one actually named the place I saw that bison. But you all guessed that I went to Scotland to Edinburgh, Sterling and Glasgow!

 I met lovely Joasia aka Kocurek while staying in Edinburgh. She's a great knitter and has not so long ago joined the forces of spinners and dyers. Look what gifts she had for me:
Wiedzialam, że zagadka będzie zbyt łatwa,doskonale zgadliście że w sierpniu wywiało mnie na szkockie ziemie, gdzie zwiedziłam Edynburg, Sterling i Glasgow. No a żubra widziałam w Polsce w Wolińskim Parku Narodowym ;)

Wiecie już też że w Edynburgu spotkalam się z Kocurkową Joasią. No to dziś wam pokażę jakimi cudami zostałam przywitana.


Starting from the top left picture we have a pastel colour silk hankie and then another one in much richer, autumn colours. I just love the rusty and gold shades there! Next is the "back" of a hand painted merino rowing she had died especially for me! It is called FRINGE, like the arts festival taking place in Edinburgh every August.
And for dessert I got a handful of Leicester Long Wool locks dyed in dark blue, purples, teal and turquoise. Yum!

W górnym rzędzie od lewej mamy ręcznie farbowane jedwabne chustki w dwóch wersjach kolorystycznych -  lekko pastelowej z delikatnymi błękitami i zielenią i drugą, bardziej intensywną w  barwach. Ta ostatnia pachnie mi już jesienią, ma piękne rudo złote odcienie. Ostatnie zdjęcie w rzędzie pokazuje "zadnią" stronę czesanki, na którą po prostu uwielbiam patrzeć. Muszę z zazdrością przyznać, że Joasia opanowała farbowanie czesanek niemal do perfekcji. Ja ciągle stawiam niepewne kroki w tym temacie. Czesanka nazywa sie FRINGE, tak jak największy festiwal teatralny odbywający się w mieście każdego sierpnia.
Na deser dostałam jeszcze pukiel loków
Leicester Long Wool. Kolory na zdjęciu sa do bani, w rzeczywistości są bardziej turkusowo, zielone.
The few hours we had for chatting went by so quickly and even though we got a bit cold sitting on the bench in a park, we could not part and spent another good half hour talking at the crossroads.
Well, hopefully this was a first but not the last meeting and maybe I'll even manage to get her over the sea to visit me in Ireland!
Joasia jest świetną osobą, bardzo sympatyczną i wesołą. A do tego super skromną! Wspólny czas zleciał nam niesłychanie szybko i choć trochę zmarzłyśmy siedząc na ławce w parku, szkoda było się rozejść w swoje strony i jeszcze dobre pół godziny gawędziłyśmy na rogu ulicy ;)

Mam nadzieję, że to było pierwsze z wielu spotkań. Wypada, że następne u mnie ;) No to czekam ...

4 comments:

  1. Lovely gifts for a lovely person! x

    ReplyDelete
  2. Awwww.... Neen, you're such a sweatheart ;)

    ReplyDelete
  3. Och Jagienko - ja to to wcale taka skromna nie jestem:)).
    A miałyśmy iść na kawę...tylko tak jakoś się bardzo zagadałyśmy:))).
    No i muszę sprostować , te loki to nie Wensleydale a loki Leicester Long Wool , są podobne jednak owca inna.
    Mam nadzieję ,że i ja odwiedzę Ciebie w Galway.

    Uściski

    ReplyDelete
  4. hehe, no tak, z ta kawą troche nam nie wyszło ;)
    A wpis o lokach juz lecę poprawić, żeby nie było że ludzi w błąd wprowadzam.
    Szkoda mi kręcić te Twoje śliczności, chyba wstawię sobie w ramkę i na ścianie powieszę ;)

    ReplyDelete